Niedawno, bo 22 lutego bieżącego roku, przyszło mi zagrać w oficjalne demo drugiej odsłony przygód w Fereldenie. Kiedy zobaczyłem, że sama wersja demonstracyjna waży aż 2 GB, to liczyłem na choć pół godziny akcji i mniej więcej drugie tyle fabuły. Ostatecznie dostałem jakieś niecałe piętnaście minut zabawy i około dwudziestu minut cutscenek oraz dialogów. Do tego nie natrafiłem tam na zupełnie nic nowego poza tym, co już niemal od miesiąca serwuje nam Internet w gameplayach tej produkcji. Trochę mnie to rozczarowało, bo liczyłem, że dane mi będzie poznać coś innego – osobną, krótką historyjkę lub po prostu większą część prologu Dragon Age II.
Większym rozczarowaniem okazały się jednak potyczki. Nie posiadały nic z finezji tych z poprzedniej części. Walczący skakali jak króliki pomiędzy poszczególnymi przeciwnikami, rozszarpując ich w krwawej rzezi, rzucali na zmianę trzy czary i, ogólnie, robili bałagan na ekranie monitora. Przypominało mi to bardziej krzyżówkę jakiegoś hack 'n' slasha z typem rozgrywki spotykanym często w zręcznościowych grach konsolowych, pokroju God of War, z tą różnicą, że tutaj mogłem wydawać rozkazy czterem postaciom, a nie jednej. Do tego główny bohater wydaje się mocno przesadzony w swej sile, względem przeciwników na jakich natrafiamy. Takie odczucie miałem szczególnie podczas pierwszej i ostatniej walki, gdzie kierujemy postacią posiadającą już kilka konkretnych umiejętności. Jeśli idzie o samo drzewko rozwoju, to było ono w większej mierze zablokowane i utajnione, więc nie miałem możliwości odczytania co serwuje. Natomiast to co było dostępne to podstawy podstaw, zatem wojownik niezmiennie machał dwuręcznym mieczem, mag rzucał na zmianę kulę ognia ze stożkiem zimna, a zabójca skakał od celu do celu, dźgając przeciwników w plecy. Wszystko to wygląda z początku całkiem ładnie, ale dość szybko powoduje znużenie, przywodząc na myśl mocno okrojoną zabawę w Diablo II.
W kwestii statystyk postaci oraz drzewka umiejętności, uczucia mam bardzo mieszane. Z jednej strony mamy do czynienia z przejrzystym obrazem, w którym wszystko jest dokładnie i jasno opisane, więc nie ma problemu z połapaniem się co za co odpowiada. Zaś z drugiej strony całość jest aż za bardzo uproszczona i zapowiada się, że gracz błyskawicznie wykreuje postać, której żaden przeciwnik nie będzie w stanie zatrzymać. Co gorsza bohater gracza będzie używał w walce, prawdopodobnie, raptem kilku umiejętności, bo reszta to tylko wzmocnienia ataków lub czarów oraz umiejętności bierne.
Dużym plusem jest za to szata graficzna. Modele postaci są wykonane bardzo szczegółowo, tak samo plenery, lokacje czy efekty czarów oraz umiejętności specjalnych. Co prawda w demie była tylko opcja na DirectX 9, co daje średnią jakość grafiki, jednak pomimo tego wszystko wygląda przecudnie. Do tego wymagania sprzętowe nie są jakieś kosmiczne, a sama rozgrywka działa płynnie, bez żadnych potknięć. Spodziewam się więc, że na Windows 7 przy DirectX 11 Dragon Age II przejdzie najśmielsze oczekiwania i pokaże iście filmową grafikę. Choć to co pokazał na Windows XP też potrafi miejscami oszołomić swym kunsztem.
Kolejnym atutem są dialogi, w których w końcu zdubbingowano postać gracza. Pamiętam jak nieziemsko irytowało mnie, w poprzedniej części, uparte milczenie mojego bohatera podczas rozmów z innymi postaciami. Tutaj na szczęście naprawiono tę niedogodność, urozmaicając ją o kilka typów zachowań podczas dialogów. Możemy wypowiadać się ugodowo, szlachetnie, ironicznie, neutralnie, złowrogo, stanowczo lub lakonicznie. Każda z tych reakcji ma w okienku dialogowym przypisaną swą ikonę. Na przykład fioletowy symbol teatralnej maski oznacza ironię, a gałązka oliwna ton ugodowy. Jest to z pewnością ciekawe rozwiązanie i ułatwienie. Sama historia zapowiada się również bardzo obiecująco. Wszystko zaczyna się podczas zniszczenia Lothering, które padło ofiarą plagi, z jaką walczyliśmy w Dragon Age: Origins, potem zaś przenosimy się w zupełnie inny rejon, niedaleko granic Fereldenu. Nawiązań do pierwszej odsłony jest znacznie więcej: spotykamy Flemeth, Wiedźmę z Głuszy, oraz słyszymy plotki o kompanii Szarych Strażników, ocalałych spod Ostragaru. Pozwala to żywić realne nadzieje na porządną historię, przy której, jak zapowiada wydawca, spędzimy około czterdziestu godzin. Jak na dzisiejsze standardy to całkiem dużo.
Jak więc należy podsumować demo Dragon Age II? Z pewnością pod kątem audio i grafiki stoi na wyjątkowo wysokim poziomie. Fabularnie również jest ciekawe. Oferuje graczowi mroczną opowieść w świecie fantasy, pełną romansów, krwi, przemocy oraz pozwala wpływać na decyzje naszej postaci. Słowem – jest nieliniowo, a o to przecież chodzi w grach RPG. Martwi mnie jedynie mało klimatyczny interfejs oraz okna kart postaci, jak i piekielnie uproszczone drzewka umiejętności. To samo dotyczy pojedynków, które zdecydowanie odbiegają od standardów cRPG i biją po oczach konsolowymi bijatykami, w których postaci wykonują nierealne piruety, wymachując żelazem na lewo i prawo, aby pociąć przeciwników na krwawe plastry. Oznaczałoby to, że zamiast solidnego cRPG, BioWare oddał graczom po prostu rozbudowanego fabularnie hack'n'slasha, a przecież to nie to samo. Premiera gry jest blisko, bo 11 marca w Europie, a 8 marca w USA, więc niebawem przekonam się czy moje obawy okazały się płonne. Z całego serca sobie tego życzę, bo przy Dragon Age: Origins spędziłem w sumie ponad dwieście godzin i nadal mi mało.