» Recenzje » F.3.A.R

F.3.A.R


wersja do druku

Niestraszny strach

Redakcja: 27383

F.3.A.R
Pierwsza część serii F.E.A.R. ukazała się na rynku jesienią 2005 roku i z miejsca podbiła serca graczy lubujących się w mrocznych horrorach i grach FPS. Największymi atutami tej produkcji była wciągająca fabuła, świetny klimat mroku oraz ogrom broni i przeciwników. Do tego rozgrywka dla pojedynczego gracza była naprawdę długa i trwała ponad dwadzieścia godzin. Później pojawiły się dwa bardzo udane dodatki, z czego drugi był samodzielną grą, pod niektórymi względami lepszą niż pierwowzór. Po takim starcie gracze byli pewni, że może być już tylko lepiej. Niestety, F.E.A.R. 2: Project Origin przyniósł spore rozczarowanie, a długo wyczekiwany F.3.A.R. jeszcze je pogłębił.


Dwóch braci, a fabuła ta sama

W wyniku wydarzeń z poprzedniej części serii duchowa postać dorosłej Almy zaszła w ciążę i spodziewa się trzeciego potomka. Korporacja Armachan, odpowiedzialna za Projekt Origin, w wyniku którego stworzyła telepatycznych dowódców i sterowaną przez nich armię replikantów, chce raz na zawsze unicestwić swe dzieło. W tym celu pojmała ona pierwszego syna Almy – Point Mana – aby go zlikwidować. Jednak dzięki pomocy swego brata, Paxtona Fettela, udaje mu się uciec i obaj rozpoczynają krwawą wendettę przeciw swym oprawcom, szukając miejsca gdzie skrywa się ich matka.

Fabuła F.3.A.R. nie porywa jak poprzednie części, choć zła też nie jest. Przez większą część gry potrafi wciągnąć gracza, jednak finał całej opowieści mocno rozczarowuje. Nie dość, że zakończenie jest otwarte i daje wyraźne sygnały o kolejnej odsłonie, to zarówno finałowa walka, jak i całe rozwiązanie konfliktu braci, jest po prostu słabe. W poprzednich częściach finał był zawsze zaskakujący, tutaj nic takiego nie nastąpiło.

Inną kwestią jest czas potrzebny na ukończenie gry, który okrojono straszliwie. Dotąd każda część serii, poza dodatkiem Extraction Point, trwała średnio około dwudziestu godzin na poziomie normalnym, o ile zwiedzaliśmy każdy zakamarek lokacji. Nawet sprawni gracze przechodzili te tytuły w około szesnaście godzin. F.3.A.R. da się ukończyć w niecałe sześć na poziomie normalnym, a co sprawniejsi wyjadacze gatunku powinni spokojnie zejść poniżej pięciu. Oczywiście mamy możliwość rozgrywki dwoma różnymi postaciami – Point Manem i Paxtonem Fettelem – jednak za każdym razem idziemy tą samą drogą. Różnica polega głównie na sposobie walki oraz fakcie, że gra drugim bratem jest o wiele prostsza.

Ciekawym urozmaiceniem jest możliwość kooperacji w trybie single player. Wypada on rewelacyjnie i daje więcej możliwości taktycznych podczas przechodzenia kolejnych etapów. Jest to najlepiej widoczne na najwyższym poziomie trudności, gdzie SI jest naprawdę wymagająca, choć nawet na poziomie Rekrut można w kilku miejscach zginąć; strategia "iść na ślepo do przodu" zdecydowanie się nie sprawdza. Niestety, znalezienie gracza niemal graniczy z cudem, bo serwery europejskie F.3.A.R. świecą pustkami. Jeśli więc nie mamy kompana na STEAM posiadającego tę grę, to prawie na pewno nie uda nam się zagrać w tym trybie.


Ciekawy arsenał, ale to już nie to samo

Uzbrojenie w grze jest bardzo zróżnicowane, jednak wypada trochę blado w porównaniu do pierwszej części, a słabo przy Perseus Mandate. Po raz kolejny spotkamy karabinek SMG, pistolet, wyrzutnię rakiet czy specyficzny dla całej serii Nail Gun, strzelający długimi, stalowymi kołkami. Nowości jest niewiele. Ot, dodano granat elektryczny, nowy karabin szturmowy albo możliwość walki psioniką, jeśli gramy Paxtonem. Zlikwidowano natomiast bardzo wiele świetnych broni i ekwipunku, jednak mimo to walka w najnowszej odsłonie serii jest dynamiczna i wymagająca.

Wszystko za sprawą wspomnianej już wcześniej świetnej SI. Przeciwnicy sprawnie wykorzystują ukształtowanie lokacji do tego, aby zajść gracza z flanki czy też wykurzyć go zza osłony granatami. Komputerowi oponenci zachowują się bardzo racjonalnie podczas walki i kiedy trzeba proszą o wsparcie, wycofują się, słuchają dowódcy, używają wszelkich możliwych osłon oraz taktyk. Dzięki temu gra nabiera gigantycznego tempa oraz zmusza gracza do ciągłego myślenia i wypatrywania potencjalnego niebezpieczeństwa.

Znaczącym ułatwieniem, nader często używanym podczas walk, są zdolności specjalne braci. Grając Point Manem, mamy możliwość szybszego reagowania, czyli tak zwanego spowolnienia czasu w trybie Bullet Time. Dzięki temu jesteśmy w stanie błyskawicznie przemieścić się do naszego celu i zaskoczyć przeciwnika ciosem w plecy. Umiejętność ta ma swój pasek energii, który z czasem się odnawia. W przypadku Paxtona, gracz może przejąć kontrolę nad ciałem przeciwnika i wprowadzić zamieszanie w jego szeregach. W takiej sytuacji można używać całego arsenału, którego duch Fettela nie mógłby podnieść.


Bo zdobyć level fajnie jest

W trakcie rozgrywki będziemy mogli zdobywać punkty doświadczenia, które przekładają się na poziom gracza, będący na stałe przypisany do jego konta. Punkty zdobywamy wykonując konkretne wytyczne podzielone na cztery grupy – Agresja, Taktyka, Potencjał i Psionika. W nagrodę otrzymujemy punkty doświadczenia, a kiedy uzbieramy odpowiednią ich ilość, awansujemy na kolejny poziom, zwany w grze rangą. Z każdym takim awansem wiążą się różne profity. Rang mamy w sumie dwadzieścia jeden, zaś zdobycie ostatniej zajmuje średnio dwukrotne przejście całego single player, włącznie z przeczesaniem wszystkich sekretnych lokacji. Niemniej warto tego dokonać, gdyż ranga jest zapisana na konto dzięki czemu przekłada się na rozgrywki multiplayer.


Archaiczna grafika, ładna muzyka

Bardzo duża liczba graczy narzekała tuż przed premierą na nieciekawą oprawę graficzną i niestety ich obawy sprawdziły się w pełni. Gra wizualnie jest kilka lat za nowymi shooterami, a z horrorem łączy ją jedynie tytuł. Jeśli idzie o mrok, to kompletnie go tutaj nie uświadczymy. Zamiast tego dostaliśmy całą masę marnych imitacji, w postaci migających ekranów telewizorów, pseudoupiornych tuneli czy niby-mrocznego lasu. Nawet samo miasto, które uległo zagładzie po wydarzeniach z poprzednich części, ani na jotę nie przedstawia wizji przerażającego świata pochłanianego przez furię Almy. W całej grze nie podskoczyłem też ani razu ze strachu, co wielokrotnie zdarzyło mi się w pierwszym F.E.A.R. czy też Perseus Mandate.

Największe baty należą się twórcom za wizerunki postaci, zwłaszcza małej Almy oraz duchowej formy Paxtona. Są wręcz potwornie denne, kompletnie pozbawione smaku i zamiast przerażać - śmieszą. Lepiej wypada Point Man, aczkolwiek do tego, aby ścierpieć jego twarz w cut-scenkach potrzeba sporej dozy wytrwałości. Przez całą rozgrywkę serwuje nam tylko jeden i ten sam wyraz twarzy wkurzonego męczennika, który postanowił rozprawić się w pojedynkę z całym złem, jakiego dopuściła się jego rodzinka. Ten wizerunek uzupełnia fakt, że przez całą fabułę Point Man nie wypowiedział ani słowa, co naprawdę irytowało przy nudnych wręcz monologach Paxtona.

Nieporównywalnie lepiej wypada za to oprawa dźwiękowa, trzymająca nadal wyśmienity poziom z początków serii. Postaciom które gracze już spotkali w poprzednich odsłonach nadal użyczają głosu ci sami aktorzy, muzyka w tle jest posępna i świetnie buduje klimat, a odgłosy otoczenia to po prostu cud i miód. Co prawda brakowało mi tutaj stukotu butów o metalowe powierzchnie, jak to było w poprzednich częściach podczas zwiedzania laboratoriów, ale wycie wiatru, terkot karabinów czy krzyki rodzącej Almy całkowicie ten niedosyt nadrobiły.


Interesujace, puste multi

W multiplayer spotkamy się z czterema rodzajami starć, dość nowatorskimi jak na rozgrywki sieciowe. Pierwszy z nich nosi nazwę "Skurcze" i jest zmienioną wersją meczy z kategorii przetrwania ustalonej odgórnie fali przeciwników. Różnica polega na tym, że za zebrane punkty nie kupujemy broni, a zamiast tego musimy szukać skrzynek z amunicją, rozlokowanych w losowych miejscach na mapie. Przybiegnięcie z taką skrzynką do punktu-bazy, oznacza dostarczenie losowej ilości amunicji oraz możliwość zdobycia nowej broni czy rodzaju granatów. Ważny jest fakt, że amunicja może nam się wyczerpać z magazynów w czasie gry, więc szukanie zasobników pomiędzy falami jest nad wyraz istotną sprawą. Dodatkowo możemy budować barykady i reanimować powalonych sojuszników, nim rozszarpią ich przeciwnicy.

Kolejny rodzaj starć to "Król dusz". Gracze wcielają się w postać upiora opętującego ciała żołnierzy Armachanu i w ten sposób ruszają do boju, likwidując w konkretnym przedziale czasowym jak największą ilość przeciwników. Ostatecznie wygrywa gracz mający najwięcej punktów po zakończeniu ostatniej fali oddziałów wroga. Ten typ gry jest chyba najbardziej dynamiczny w całym multi, ale też wydaje się być najprostszym, a co za tym idzie – najnudniejszym.

Trzeci rodzaj rozgrywek zwie się "Jedyny ocalały" i tutaj bardzo przydaje się praca drużynowa. Z całego zespołu przed rozpoczęciem rozgrywki duch Almy porywa jednego gracza i zamienia w upiora. Kiedy na placu walki zaczną wysypywać się kolejne roje przeciwników, zadaniem oddziału FEAR jest utrzymanie się żywym przez określony limit czasu, natomiast porwany gracz stara się do tego nie dopuścić poprzez powalenie żołnierzy i wchłanianie ich ciał. Wygrywa ta strona, która jako pierwsza osiągnie cel. Warto zaznaczyć, że gracz stający się upiorem nie ma wcale tak łatwo. Mimo olbrzymiej pomocy komputerowych przeciwników jest on bardzo podatny na ostrzał..

Ostatni tryb starć drużynowych ma bardzo kwiecistą nazwę: "Sp***dalać!". W pełni oddaje ona to, co czeka graczy. Ich zadaniem jest przedrzeć się przez zapory wrogów, uciekając jednocześnie do punktu docelowego przed tak zwaną Ścianą Śmierci. Jeśli którykolwiek z członków drużyny zostanie przez nią pochłonięty, rozgrywka się kończy, a wyniki zestrzeleń przeciwników są podsumowane. Oczywiście każda kolejna ścieżka, jaką trzeba przebyć, aby trafić do bunkra, jest trudniejsza, zarówno pod kątem ukształtowania terenu, jak i ilości czy też siły oddziałów przeciwnika.

Niestety, mimo tak ciekawych możliwości rozgrywek, multiplayer świeci pustkami. Bardzo ciężko znaleźć jednego czy dwóch graczy, a nawet jeśli to już uczynimy, często szybko się wykruszają. Mimo to jest tutaj o wiele łatwiej znaleźć kogokolwiek do wspólnej gry niż w trybie kooperacji, gdzie prawie zawsze nikogo nie ma.


Mało ciekawa edycja kolekcjonerska

Edycja kolekcjonerska powstała głównie z myślą o graczach posiadających konsole, jednak ostatecznie wydano również wersję na PC. Jeśli zdecydujemy się na takowy zakup, dostaniemy całość w ładnie wyglądającym i solidnym tekturowym pudełku, wyjątkowo solidne oraz świetnie zaprojektowane, metalowe opakowanie na grę, coś na kształt mini-komiksu, przypominającego bardziej broszurkę reklamową, oraz figurkę ciężarnej Almy. Niestety, zarówno komiks, jak i statuetka, nie są warte swojej ceny. Pierwsze to kompletna pomyłka i nie powinno się w ogóle pojawić, zaś drugie jest wykonana z porządnego materiału, ale estetycznie daleko jej choćby do popiersia Geralta z Wiedźmina 2. Dodatkowo niektóre elementy statuetki świecą w ciemności, jeśli postawi się ją pod lampką, ale efekt jest słaby. Smaczkiem jest uzyskanie w grze dodatkowej broni, ale po trzykrotnym przejściu kampanii nie wiem, gdzie można ją znaleźć. Wersję kolekcjonerską polecam fanom serii i graczom lubiącym zbieranie tego typu rzeczy, dla innych będzie to nieopłacalne


No i gdzie ten strach?

F.3.A.R. to gra bardzo nierówna i przez to wyjątkowo trudna w ocenie. Z jednej strony mamy ciekawą kampanię, świetny tryb kooperacji, dopracowany multiplayer oraz fenomenalną oprawę dźwiękową. Z drugiej strony, szata graficzna to kompletna kpina, zakończenie fabuły trąci zdechłym szczurem, a rozgrywki sieciowe wieją kompletną pustką.. Mimo tych i wielu innych wad, gra potrafi dostarczyć naprawdę sporo radości oraz frajdy podczas rozgrywek drużynowych. Jako ostatnia część obecnej trylogii F.E.A.R. wypada ona słabo – nie straszy, jest piekielnie krótka i ma dużo uboższy arsenał. Jednak jeśli patrzeć na ten tytuł jako kolejny tegoroczny shooter, to wypada całkiem dobrze. Z tej też przyczyny postanowiłem wystawić grze mocną siódemkę, jednak z zastrzeżeniem, że jest skierowana do ogólnego gracza, a nie fanów serii. Szkoda, bo mógł to być hit lata.

Plusy:
  • całkiem interesująca fabuła
  • olbrzymia dynamika starć
  • wysokie SI przeciwników
  • system zdobywania poziomów postaci
  • różnorodność przeciwników i broni
  • można grać Paxtonem Fettelem
  • udźwiękowienie
  • tryb co-operation
  • fajne tryby multiplayer
Minusy:
  • nie straszy
  • mało ciekawe zakończenie
  • można nieść naraz tylko dwie bronie
  • brzydka grafika
  • pustki na multi
  • krótki tryb dla jednego gracza
  • uboga edycja kolekcjonerska
  • to już nie jest ten F.E.A.R.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
7.12
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: F.3.A.R.
Producent: Day 1 Studios
Wydawca: Warner Bros Interactive
Dystrybutor polski: Cenega Polska
Data premiery (świat): 21 czerwca 2011
Data premiery (Polska): 24 czerwca 2011
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo 2.9 GHz, 4 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 9800 GTX lub lepszy), 10 GB HDD, Windows XP/Vista/7
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.whatisfear.com
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 119,90 zł
Tagi: F.3.A.R.



Czytaj również

F.3.A.R.
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.