» Recenzje » Aliens vs. Predator

Aliens vs. Predator


wersja do druku

Ponownie testujemy tytuł

Redakcja: 27383

Aliens vs. Predator
Trzecia część Aliens vs. Predator cieszyła się ogromnym zainteresowaniem już wiele miesięcy przed premierą. Publikowane przez producenta trailery skutecznie podsycały ciekawość graczy, tym bardziej, że od premiery poprzedniej części minęło 9 lat, natomiast losy innych produkcji rozgrywających się w uniwersum Obcego i Predatora, jak np. Colonial Marines, są bardzo niepewne. Genialnym posunięciem SEGI było wypuszczenie dema trybu multiplayer, które zyskało tak ogromne uznanie graczy, że organizowano oficjalne turnieje, jak np. Międzyredakcyjny Turniej AvP. Chociaż od premiery AvP 3 minęły już ponad 3 miesiące, to tytuł nadal króluje na listach bestsellerów, a serwery są pełne graczy. Postanowiliśmy raz jeszcze przyjrzeć się produkcji i sprawdzić, co spowodowało tak duży sukces gry.


Hunter. Survivor. Prey. Which Will You Be?


Arakin: Choć w pierwsze dwie części Aliens vs. Predator grałem będąc dzieciakiem, to do dziś pamiętam klimat tych produkcji. Pełzanie po suficie i polowanie na Marines, sygnały Obcego na wykrywaczu ruchu czy uczucie potęgi Predatora, były źródłem niesamowitych emocji, a także świetnym uzupełnieniem świata wykreowanego w produkcjach filmowych. Szczerze jednak przyznam, że o wiele bardziej cenię serię Alien, niż Predator. Łowca był dla mnie prymitywnym potworem z zaawansowanymi technologicznie zabaweczkami, który bez żadnych problemów eksterminował całe oddziały Marines.

Podobne uczucie miałem podczas gry w AvP 3. Predator ponownie został obdarzony przesadnie wielką przewagą nad pozostałymi rasami, przez co jego kampania rozgrywana na poziomie niższym niż trudny jest bardzo łatwa i z tego powodu nudna. Kamuflaż, tryby termo- i ksenowizji, umiejętność wykonywania długich skoków oraz śmiercionośne uzbrojenie, pozwalają nam na bezmyślną eksterminacje batalionów Marines i zastępów Obcych. Całości dopełnia niezbyt ciekawa historia – właściwie kolejna rutynowa misja.

Znacznie ciekawsza jest historia Aliena – już pierwszy poziom, gdzie jesteśmy przedmiotem eksperymentów wojskowych, prezentuje się niezmiernie interesująco, a animacja kończąca ten etap jeszcze na długo zapadnie mi w pamięć. Dalsza część gry jest nieco inna, niż w przypadku pozostałych ras – tym razem, zamiast biec przed siebie i strzelać, musimy skradać się i eliminować wrogów po cichu. Ponieważ uzbrojeni jesteśmy tylko we własne pazury, zęby i ogon, taktyka frontalnego ataku zakończyłaby się wpakowaniem magazynku naboi lub ładunku plazmy prosto w naszą mordkę, czy co tam Obcy mają. Oczywiście trzeba przyzwyczaić się do biegania po ścianach i suficie, ale po kilkunastu minutach treningiem jesteśmy w stanie efektownie mordować przeciwników.

Pomimo że kampania Marines jest dość przewidywalna i liniowa, jak pozostałe, to zyskuje niezmierny klimat dzięki gadżetowi charakterystycznemu dla uniwersum Aliena – czujnikowi ruchu. Niesamowitym przeżyciem jest pierwsza misja, gdzie z latarką i pistoletem przemierzamy mroczne i zdewastowane korytarze budynków kolonistów, a zabicie nawet jednego Obcego jest wyzwaniem. Niestety, twórcom szybko zabrakło pomysłów, ponieważ po kilkunastu minutach gry zaopatrują nas w karabin pulsacyjny, granaty oraz spory zapas amunicji, po czym rzucają przeciw nam rój przeciwników. Gra staje się rasowym FPS-em, do tego stopnia, że ostatni poziom przypominał mi Serious Sama.

Ciekawym rozwiązaniem jest wykorzystanie tych samych lokacji we wszystkich trzech kampaniach oraz powiązanie ich wspólnymi wydarzeniami – zyskujemy w ten sposób wrażenie uczestniczenia w prawdziwej historii, a także możliwość zobaczenia jej z różnych perspektyw.

Sama gra jest okropnie brutalna i drastyczna, a kwintesencją są sceny egzekucji Marines, kiedy to Predator wyrywa im głowy z kręgosłupami, a Obcy przebija ogonem na wylot - wszystko w oprawie tryskających na wszystkie strony hektolitrów krwi. Gra zdecydowanie przeznaczona jest dla dorosłych graczy, ale nawet ich może zniesmaczyć.


Czarny: Podobnie jak Arakin, ja również mam za sobą wiele godzin krwawych łowów, tak w AvP, jak i AvP II. O ile w jedynce kampania była dla mnie tylko treningiem przed multi (w którego zagrywałem się w liceum), to już "dwójka" pokazała swą klasę w obydwu trybach. Trzy zupełnie różne, fascynujące kampanie, zróżnicowane uzbrojenie, całkowicie odmienne sterowanie, a nawet interface sprawiły, że mieliśmy do czynienia z trójką na wpół niezależnych produkcji, połączonych w jedną całość.

Kampania marine była w części drugiej utrzymana w konwencji survival horroru – w nowym AvP jest podobnie. Niestety, tylko do pewnego momentu. O ile początkowo liczymy każdy pocisk w karabinie, a większość obcych zabijamy z pistoletu (który ma nieograniczoną amunicję, ale za to trzeba wystrzelić pół magazynka, by komenda "zdechł Alien" stała się stanem faktycznym), to od połowy kampanii mamy dostęp do dość potężnego sprzętu (w tym granatnika), co skutecznie zabija doskonale kreowany dotąd klimat. Zmienia się też skala wyzwań – na pierwszych poziomach jeden–dwa Alieny są autentycznie przerażającymi przeciwnikami – zwłaszcza w ciasnych, ciemnych korytarzach. Nieszczęśliwie, wkrótce eksterminacja całych zastępów "zwykłych" obcych, jak i pretorianów (silniejsza wersja) nie będzie dla nas większym wyzwaniem. Nawet pojedynek z Predatorem nie jest problemem, gdy mamy przy sobie zapas apteczek, porozrzucaną wszędzie dookoła amunicję (do naprawdę śmiercionośnych broni) i... dobre głośniki (o tym w dalszej części artykułu).

Predator to zupełnie inna bajka – zdecydowanie jesteśmy panami sytuacji. Kampania łowcy to prawdziwy spacerek – mamy potężną technologię, przeciwnicy są słabsi i giną błyskawicznie. Jako fan skradanek starałem się wszystkich ludzi zabijać z zaskoczenia i po cichu (zajście przeciwnika z tyłu i ciche urwanie mu głowy sprawia sporo satysfakcji), jednak walki z ksenomorfami były po prostu zwykłą siekaniną. Zwykle atakowali stadnie, a eliminacja przy pomocy działka naramiennego czy dysku była banalna. Żeby nie być gołosłownym: istnieją lokacje, w których przeciwnicy respawnują się bez przerwy – raz w takiej utknąłem i przez bite pięć minut zabijałem hordy obcych (bez straty życia!), szukając wyjścia z lokacji.
Z drugiej strony – taki właśnie jest predator. Ma być potężny z definicji. Szkoda tylko, że stawiane przed nami wyzwania są wręcz niegodne jego umiejętności.

Gra Obcym sprawiła mi najwięcej frajdy. Zmuszenie gracza do myślenia w zupełnie, nota bene, obcy sposób jest kapitalne. Autentycznie siedziałem przed monitorem i zastanawiałem się, jak przebiec po suficie, przeskoczyć niezauważenie po ścianie, schować się za kontenerem i znienacka wyskoczyć na nic nie spodziewającą się ofiarę. Z relacji domowników wiem, że siedząc przed monitorem zachowywałem się w sposób dość komiczny – wychylałem się, obracałem głowę (zapewne przy zmianach płaszczyzny poruszania się obcego) szybko zmieniałem pozycję i uśmiechałem się w dziwny sposób (mózg! mniam!).
Obcy to cichy, szybki zabójca. Na ogół drogą do sukcesu jest krycie się w cieniu i nagły, niespodziewany atak. Jedynym odstępstwem od tej reguły jest starcie z predatorem, ale to w całej kampanii jest tylko jedno. A szkoda.
Szkoda też, że twórcy odeszli od znanej z poprzedniczek drogi ewolucji ksenomorfa – od facehuggera, poprzez węża, na dorosłym osobniku skończywszy. Z drugiej strony, filmik kończący tę kampanię sugeruje nam wyraźnie, że przyjdzie nam w końcu zagrać istotą dużo potężniejszą, niż zwykły Obcy. Nie mogę się doczekać dodatku!

Wszystkie kampanie są dość ciekawe i pełne emocji (chociaż zupełnie innych), zarzucić im zaś mogę jedną, wielką przewinę – są bardzo krótkie. Ukończenie wszystkich trzech zajęło mi ledwie dwanaście godzin, co nawet dziś jest wynikiem bardzo słabym. Wprawdzie i tak meritum AvP był zawsze multiplayer, ale jednak pewien niesmak pozostaje.
Plusem jest natomiast brak opcji zapisu stanu gry w dowolnym momencie. Zamiast tego wprowadzono savepointy, rozlokowane dość często i bardzo sensownie. Dzięki temu rozwiązaniu gra budzi dużo większe emocje, zwłaszcza podczas gry marine.


Wielkie łowy czas zacząć


Arakin: Jak już zauważył Czarny, tak naprawdę kampanie dla jednego gracza to jedynie dodatek do trybu multiplayer. Studio Rebellion umożliwiło nam prowadzenie rozgrywek na wiele sposobów. Oprócz tradycyjnych, jak klasyczny deathmatch i jego odmiana drużynowa, twórcy zaproponowali między innymi ich gatunkową odmianę. Biorąc pod uwagę liczbę osób na takich serwerach, można uznać, że stała się ona najpopularniejszym trybem. Każdy z zespołów prowadzi walkę w inny sposób, a kluczem do sukcesu jest ścisła współpraca. Wbrew pozorom, poszczególne rasy są dobrze wyważone, tak długo, jak wszystkie drużyny są mniej więcej równe. Gdy chociażby jedna z ekip jest liczniejsza lub znajdują się w niej bardziej doświadczeni gracze, pozostałe stają się zwierzyną łowną. Zwłaszcza wtedy, gdy nie potrafią walczyć ramię w ramię.

Ścisłej kooperacji wymaga również tryb "plaga". Tutaj wszyscy gracze zostają Marines, a spośród nich losuje się jednego Obcego. Każdy zabity żołnierz po śmierci odradza się jako Alien, więc niedopuszczenie do strat w ludziach staje się priorytetem. Podobnie jest w przypadku "przeżycia", gdzie piechociarze, zamknięci na małej arenie, muszą zmierzyć się z kolejnymi falami coraz silniejszych Obcych. Oba sposoby rozgrywki, chociaż cieszą się popularnością, stanowią raczej krótki przerywnik między kolejnymi meczami gatunkowego deathmatchu. Również w trybie zwanym "polowaniem na Predatora" jeden z graczy zostaje Łowcą, który jako jedyny może zdobywać punkty. Pozostali, jako Marines, polują na niego, a ten, który ustrzeli niewidzialnego na ogół przeciwnika, zastępuje jego miejsce. Tym razem optymalną ilością osób na serwerze jest 6-8, w innym przypadku jedna ze stron zyskuje zbyt wielką przewagę.

Ostatnim wariantem gry wieloosobowej jest "dominacja", czyli odmiana znanego trybu King of the Hill. Tutaj gracze dzielą się na Obcych i Marines, a ich celem jest zajęcie i utrzymanie punktów kontrolnych. Gra niezwykle ciekawa i wymagająca, gdyż punkty umieszczone są w przeróżnych miejscach. Jedne z nich sprzyjają atakom z zaskoczenia z użyciem pazurów i zębów, inne mogą stanowić świetną miejscówkę do obrony bronią palną. Na tego typu serwerach znajduje się sporo graczy, niemniej zabawa jest niemożliwa w przypadku ogromnych dysproporcji w składach zespołów.


Czarny: Arakin pozwolił sobie wymienić i krótko przedstawić wszystkie tryby, ja więc opiszę tylko moje odczucia z nimi związane.
Moim zdecydowanym faworytem są, niestety mocno na serwerach niedoceniane, "plaga" i "dominacja". Pierwszy uraczy nas przede wszystkim klimatem – będąc marine najlepiej zebrać się w grupę i powoli przemieszczać po względnie bezpiecznych lokacjach, wzajemnie się osłaniając. Obcy zaś jest na prawdziwych, wymagających łowach – choć początkowo jest w bardzo niesprzyjającej położeniu, to w zasadzie już pierwsza ofiara oznacza sukces, bowiem ilość alienów szybko urośnie, przez co wkrótce będziemy mieli najciekawszą sytuację z możliwych – jednego marine przeciwko nawet siedmiu obcym. Jeżeli uda mu się przetrwać 30 sekund (niby mało, prawda?), to właśnie on zostaje zwycięzcą meczu.

Dominacja też budzi wiele emocji. Wbrew pozorom, jest to tryb najbardziej taktyczny – wymaga bardzo dużego zgrania drużyny. Biorą w nim udział tylko obcy oraz marine – oczywistym więc jest, że zajmować punkt musi co najmniej dwóch graczy – jeden, który owy punkt będzie realnie przejmował oraz drugi, który będzie bronił pierwszego. Obcy podczas okupowania lokacji są praktycznie bezbronni – żołnierze z łatwością mogą ich zestrzelić z dużej odległości. Ci zaś łatwo mogą zostać pożarci podczas przejmowania, gdyż punkty są tak rozlokowane, by gracza można było zajść z wielu stron. Majstersztyk.

Pozostałe tryby są sympatyczne, ale nie powalają. Drużynowy deatchmatch sprawia mnóstwo frajdy, zwłaszcza podczas gry marine (nie ma to jak zabić jedną serią dwóch alienów i predatora, który właśnie się na nich czaił), jednak panuje tu ogromny chaos. Problemem są szczególnie finishery, które, chociaż efektowne (odrywanie głów, podrzynanie gardeł, ogon aliena wychodzący marine’owi przez usta), to jednak trwają nawet do kilku sekund. De facto sprawia to, że często mamy do czynienia z sytuacją, w której gracze ustawiają się w groteskową kolejkę, w której jeden zabija drugiego, by w następnej sekundzie samemu zostać pożartym. "Łańcuch żywieniowy" potrafi czasem nabierać tak ogromnych rozmiarów, że pierwsza, już odrodzona ofiara, zdąży się rzucić na ostatnią – o ile marine w międzyczasie nie skosi wszystkich.

Trzeba jednak nadmienić, że multiplayer w AvP jest, tradycyjnie w tej serii, zupełnie innym doznaniem, niż wszystkie inne FPSy. Dla mnie dużo lepszym i ciekawszym. Moje przekonanie bierze się z dwóch powodów: klimatu (nawet w trybie wieloosobowym możemy się bać, jak w najlepszych horrorach!) oraz specyfiki rozgrywki rasami nieużywającymi broni palnej. I chociaż jest to pierwsza część, w której moim ulubieńcem nie jest obcy, a marine, to muszę przyznać, że możliwość zabicia inteligentnego, myślącego przeciwnika poprzez zeskoczenie na niego z sufitu albo pocięcie go na plasterki dyskiem, jest doznaniem jedynym w swoim rodzaju.


Arakin: Problematyczna jest natomiast platforma Steam. Pominę już fakt, że aplikacja chciała pobierać 15GB z Internetu, zamiast zainstalować AvP z płyt. Najbardziej irytujący jest system meczy rankingowych. Przydzieleni zostajemy do losowych serwerów, gdzie hostem jest jeden z graczy. Gdy ten opuści grę, pozostali zostają wyrzuceni i muszą rozpoczynać rozgrywkę od nowa. Znacznie lepiej jest w przypadku meczy nierankingowych, gdzie możemy bawić się na serwerach dedykowanych. Tu jednak pojawiają się duchy – "osoby" wyświetlane na liście gier, lecz w rzeczywistości nie istniejące, a sterowane przez komputer – wszystko po to, żeby przyciągnąć graczy na puste serwery.

Oczywiście Steam zawiera również kilka udogodnień, jak Cloud, opcja aktualizująca uszkodzone pliki AvP bez potrzeby reinstalacji gry. Do tego ułatwienie w rozpoczynaniu meczu z przyjaciółmi, chat oraz system osiągnięć.


Egzekucja w wysokiej jakości


Niewątpliwą zaletą najnowszego Aliens vs. Predator jest oprawa graficzna. Modele postaci są wykonane starannie, a realizmu dodaje im płynna i naturalna animacja. Dzięki świetnej pracy grafików i animatorów, Obcy jest naprawdę przerażający, a zwinność i siła Predatora budzą podziw i respekt. Równie dobrze zaprojektowane zostały mapy. Mamy tutaj do czynienia nie tylko z mrocznymi korytarzami, ale również dżunglą, bagnami oraz architekturą Łowców. Wnętrza, makabryczne połączenie budowli i technologii ludzi z gigerowskimi naroślami Xenomorfów, autentycznie jeżą włosy na głowie. Osobiście zachwyciły mnie okolice rafinerii, z majestatycznym mostem górującym nad doliną, a także tereny otaczające placówkę Brama.

Nieco gorzej prezentuje się oprawa dźwiękowa. O ile do odgłosów otoczenia, wystrzałów czy wybuchów nie mam zastrzeżeń, a pikanie czujnika ruchu połączone z pomrukami Predatora i wyciem Alienów mrożą krew w żyłach, to odnośnie muzyki mam mieszane uczucia. Chociaż skomponowana świetnie, to poszczególnych utworów jest zbyt mało. Z tego powodu często się powtarzają, co po pewnym czasie staje się nużące.

Aktorzy podkładający głos pod bohaterów spisali się nieźle, choć nie ma się nad czym szczególnie zachwycać – po prostu dobrze wykonali swoją pracę. Momentami drażni odtwarzana bezustannie propaganda korporacji Weyland-Yutani, a głośników i wyświetlaczy nie da się rozwalić.


Czarny: Grafika jest rzeczywiście bardzo ładna – szczególnie podobać mogą się modele postaci, gra światła i cienia, czy wreszcie efekty specjalne. Wyróżnić należy z pewnością obcych i ich idealne niemal wtapianie się w cień co mroczniejszych lokacji. Wydatnie pomaga to przy atakach z ukrycia.

Arakin wspomniał o mapach – te faktycznie robią niezłe wrażenie, jeżeli idzie o ich wygląd, ale przyczepić się można do sporego niezrównoważenia. Po prostu mamy do czynienia z terenami, które są wyraźnie dedykowane niektórym rasom, innym będą zaś znacząco utrudniać zadanie. Przede wszystkim otwarte, wielkie mapy na świeżym powietrzu są mocno niewskazane dla obcych – Ci na ogół nie mają się gdzie ukryć, ograniczona jest też ilość stron, z jakich mogą zaatakować przeciwnika. Predator zaś będzie się tutaj czuł jak u siebie w domu – pośród gęstej dżungli, na gałęziach i ruinach starożytnych budowli pozostaje mu tylko włączyć niewidzialność i niezauważenie polować na kolejnych przeciwników, którzy niemalże nie mają z nim szans – może się bowiem błyskawicznie przemieścić pomiędzy konarami czy dachami budynków.
Marine zaś najlepiej będzie się czuł zdecydowanie pośród ludzkich budowli – szczególnie w rafinerii, gdzie kluczem do zwycięstwa jest bieganie tylko i wyłącznie po wąskich korytarzach, gdzie wróg może nas zaatakować ledwie z dwóch stron – jego odstrzał jest więc znacznie ułatwiony. Tym bardziej, że w trzeciej części AvP radar działa również do tyłu.

Jedynie mapa "Piramida" jest tutaj ewenementem – nie jest sprzyjająca chyba dla żadnej rasy. Osobiście nie cierpię tej lokacji – ściany przesuwają się co kilka sekund, tworząc zupełnie nowe kondygnacje i korytarze, co chwila wszystko się zmienia. Sprawia to, że radar marine’a wariuje, obcy nie może zaplanować żadnej taktyki, ponieważ w chwili, gdy chce wykonać skok na przeciwnika, wyrasta mu na drodze ściana, predator zaś biega po całej planszy i szuka przejścia do pozostałych graczy.

Warstwie dźwiękowej faktycznie nie można nic zarzucić – charakterystyczne "hszszsz" Aliena jest odpowiednio obrzydliwe, zaś okrzyk, jaki wydaje z siebie predator w chwili śmierci, sprawia, że naprawdę nie mamy ochoty iść w kierunku, skąd dobiega.


Arakin: Osobiście nie zgadzam się odnośnie niezrównoważenia map. Jak mówi Czarny, każda z nich, poza wspomnianą i niezwykle irytującą "Piramidą", zawiera tereny sprzyjająca konkretnemu warunkowi. Ja uważam to akurat za zaletę, świetnie wykorzystaną w takich trybach jak "Polowanie na Predatora", "Plaga" czy "Drużynowy deathmatch gatunkowy".


Gdzie trzech się bije, tam niezła sieczka


Zbierając to wszystko razem, okazuje się, że Aliens vs. Predator 3 to gra przede wszystkim sieciowa. Kampanie dla jednego gracza, choć bardzo klimatyczne, są niestety bardzo krótkie. Przyczepić się można nie tyle do stopnia trudności, co do rodzaju zadań stawianych przed graczem, zwłaszcza w przypadku Predatora.

Prawdziwa siła trzeciej części AvP tkwi jednak w multiplayerze. Fascynujące tryby rozgrywki, odpowiednie wyważenie poszczególnych gatunków, a także świetnie przemyślane mapy z pewnością zapewnią wiele godzin świetnej zabawy, do której dodatkowo stymuluje system rankingowy i system osiągnięć.

Czy w takim razie AvP 3 możemy uznać za godną następczynie poprzedniczek? Z pewnością tak. Pozostaje nam jedynie czekać na kolejny sequel.



Egzemplarze do recenzji udostępnił CD Projekt



Poniżej prezentujemy nasz gameplay:
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 15 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Aliens vs. Predator
Producent: Rebellion
Wydawca: SEGA
Dystrybutor polski: CD Projekt
Data premiery (świat): 16 lutego 2010
Data premiery (Polska): 19 lutego 2010
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo E6400, 2 GB RAM, karta grafiki 512 MB (GeForce 8800 lub lepsza), Windows XP/Vista/7
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: sega.com/avp
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 119,90 zł



Czytaj również

Aliens vs. Predator
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.